Home / Organizacja / Wydarzenia / Obóz Militarny – Wędrzyn 2016

 

GrupoweW dniach od  30 września do 1 października 2016 r. w Wędrzynie odbył się pierwszy zintegrowany Obóz Militarny, w którym wzięła udział blisko trzydziestoosobowa grupa członków i sympatyków Towarzystwa, w tym cztery kobiety. Manewry na swoim terenie zorganizowali żołnierze 15. batalionu Ułanów Poznańskich im. gen broni Władysława Andersa pod dowództwem mjra Marcina Koniecznego, pełniącego obowiązki dowódcy Batalionu. Większość uczestników szkolenia to członkowie Reprezentacyjnego Oddziału Kawalerii wchodzącego w skład Towarzystwa. Naszym celem było zintegrowanie obu pododdziałów ROK oraz odkurzenie lub nabycie podstawowych umiejętności, które powinniśmy posiadać.

Ćwiczenia rozpoczęliśmy od przypomnienia sobie zasad musztry pieszej. Szybko się nam ta wiedza przydała, gdyż oficjalnego otwarcia szkolenia dokonał dowódca 17. WBZmech, płk Piotr Malinowski, którego nasz pluton przywitał jak należy chóralnym „czołem Panie Pułkowniku!”. Jego wizyta była dla nas miłą niespodzianką i symbolem, że nasza współpraca jest dostrzegana i ceniona na szczeblu Brygady.

Po krótkim wstępie zostaliśmy podzieleni na drużyny, po czym zapakowano nas do KTO Rosomak i ruszyliśmy na poligon. Tuż za bramą koszar rozpoczęliśmy ćwiczenia pozorowanych sytuacji bojowych – awarii pojazdu, ubezpieczania konwoju, ataku na umocniony punkt oporu, itp. W zupełnie nieznanym nam terenie, już po zmroku, poruszając się marszem ubezpieczonym przeszliśmy kilka kilometrów na lotnisko, skąd ponownie podjął nas transport kołowy. Prawdziwą gratką była możliwość korzystania z noktowizji, zarówno tej zamontowanej na hełmach, jak i na karabinkach, z którą większość z nas miała styczność po raz pierwszy.

Po północy powróciliśmy do wcześniej zorganizowanego obozowiska, po czym otrzymaliśmy dyspozycję udania się na spoczynek. Jak można się było spodziewać, nie trwał on długo, gdyż po chwili został podniesiony alarm. Biedni byli ci, którzy uwierzyli w zapewnienia kaprali, że można przytulić się do poduszki i zapomnieć o bożym świecie. Bardziej przewidująca część rekrutów układając się do „snu” nie zdjęła butów, inni zdążyli rozebrać się do rosołu. Pomimo to wszyscy stawili się na zbiórce punktualnie. Po chwili ponownie marszem ubezpieczonym udaliśmy się w teren. Do obozu powróciliśmy na przełaj przez las, co było nie małym wyzwaniem biorąc pod uwagę egipskie ciemności oraz celowy brak usprawnień technicznych w postaci noktowizji, którą wcześniej zdążyliśmy poznać i polubić. Tym razem faktycznie pozwolono się nam zdrzemnąć.

Drugiego dnia manewrów zostaliśmy zbudzeni przed świtem. Po likwidacji obozowiska i sutym śniadaniu ponownie zostaliśmy podzieleni na grupy, po czym przystąpiliśmy do ćwiczeń w zakresie podstaw wyszkolenia szeregowego żołnierza. Każde z nas miało okazję nauczyć się zasad zakładania pola minowego przy użyciu min przeciwpancernych, wykopać w pozycji leżącej okop dla pojedynczego żołnierza, przeczołgać się w terenie, dostarczyć amunicję do wyznaczonego celu (oczywiście pozorując sytuację stałej obserwacji przez wroga), rozłożyć i złożyć kilka sztuk podstawowej broni strzeleckiej, opatrzyć i ewakuować na plecach rannego z pola walki (ponownie się czołgając) oraz znaleźć ukryte w terenie przedmioty przy wykorzystaniu busoli i parokroków. Każde z ćwiczeń było wykonywane na czas, a instruktorzy dbali byśmy pokonywali biegiem przestrzeń dzielącą kolejne punkty nauczania. Pomimo rześkiego, jesiennego powietrza, spływaliśmy strugami potu.

Po zakończeniu działań w polu, udaliśmy się do koszar, gdzie po doprowadzeniu siebie i umundurowania do porządku, jako pierwsi goście odwiedziliśmy batalionową Izbę Pamięci. Tu, przy Sztandarze Batalionu, mjr Marcin Konieczny wręczył wszystkim pamiątkowe dyplomy ukończenia kursu.

Z refleksji poobozowych warto zwrócić uwagę na jedno. Wszystkim uczestnikom bardzo zaimponowali przydzieleni nam instruktorzy, wywodzący się z korpusu podoficerskiego i oficerskiego naszego Batalionu. Zrobili na nas wrażenie swoją wiedzą, doświadczeniem (niejeden z nich brał udział w misjach zagranicznych) oraz charyzmą. Byli wyrozumiali i chętnie udzielali dodatkowych wyjaśnień ale też nie podnosząc głosu potrafili zmusić do wysiłku. Po wizycie w Wędrzynie na pytanie, czy za tym wojskiem poszlibyśmy w ogień, bez wahania każdy z nas powie: TAK!

Dziękujemy Wam za poświęcony nam czas!

 
Share this page